Dwójka Polaków. Dwa rowery. Dwie przygody w dwóch częściach Pamiru. Tak w skrócie można podsumować 3 tys. kilometrów, które pokonali po górskich drogach i bezdrożach, gdzie spotykali przyjaznych ludzi, którzy zapraszali ich na nocleg zaraz po śniadaniu i tłumaczyli, że -60 w nocy to nic strasznego.
Stowarzyszenie Inicjatywa zaprasza na kolejne spotkanie z podróżnikami. Tym razem w Wąbrzeźnie gościć będą Alicja Rapsiewicz i Andrzej Budnik. Opowiedzą nam o wyprawie rowerowej przez Tadżykistan i Afganistan.
Alicja Rapsiewicz i Andrzej Budnik – para Polaków, która w lipcu 2009 wyruszyła z Polski na wschód, by lądem okrążyć Ziemię. Po półtora roku i dotarciu jachtem do Australii, w połowie drogi stwierdzili, że wcale im na tym już nie zależy i zawrócili na zachód. Najpierw wskoczyli na angielski jacht, którym pływali przez cztery miesiące pomiędzy indonezyjskimi wysepkami, a później wsiedli na rowery, którymi z Bangkoku przez Hong Kong, Japonię i Pamir, dojechali do Polski, przemierzając prawie 22 tys. km. Ich losy można było śledzić na www.loswiaheros.pl – blogu pisanym z drogi, a teraz powoli zamienianym w platformę pełną praktycznych porad na temat taniego podróżowania. Ich bieżące podróże i działania można śledzić na: www.facebook.com/LosWiaheros
W Wąbrzeźnie spotkamy się z nimi 19 lutego o godz. 18.00 w restauracji STOPKLATKA. Opowiedzą nam o jednym odcinku swojej podróży po świecie, który zatytułowali „Pamir2 – rowerem przez Tadżykistan i Afganistan”. Wstęp oczywiście wolny.
Dwójka Polaków. Dwa rowery. Dwie pory roku – zima i lato. Dwie przygody w dwóch częściach Pamiru – tadżyckiej i afgańskiej. Tak w skrócie można podsumować 3 tys. kilometrów, które pokonali po górskich drogach i bezdrożach, gdzie spotykali przyjaznych i gościnnych ludzi, którzy zapraszali ich na nocleg zaraz po śniadaniu i tłumaczyli, że -60 w nocy to nie straszne, a wilki przerabia się tutaj na szaszłyk.
– Jadąc rowerami z Bangkoku do Polski, pomyśleliśmy, że zahaczymy o Pamir. Akurat szła zima, turystów pewnie mało – w sam raz na przejażdżkę rowerem na wysokości 4000m npm. Pamir wczesną zimą okazał się być jednym z najbardziej fascynujących miejsc w jakich byliśmy. Pochłonął nas tak bardzo, że chcieliśmy wrócić tam jeszcze raz, ale latem, gdy ludzie nie będą już pochowani w swoich chatach. To był strzał w dziesiątkę – mówią podróżnicy. – Druga wizyta dała nam zupełnie inne spojrzenie na Pamir – ludzie, ich zwyczaje i kultura po prostu nas zachwyciły. Rozsmakowani w tadżyckiej części Pamiru, spoglądaliśmy przez rzekę coraz częściej na jego afgańską stronę. Widok majestatycznych, ośnieżonych szczytów afgańskiego Pamiru nas zahipnotyzował i musieliśmy tam pojechać. Obawy były, bo to w końcu kraj, w którym, wg mediów, toczy się nieustająca wojna, a każdy biały człowiek jest na celowniku „brodatych z kałachami”. Zdziwienie afgańskich celników na widok turystów na rowerach było tak duże, że wzięliśmy to za dobrą monetę i pojechaliśmy sprawdzić, jak bardzo mamy inne wyobrażenie o tej części świata. Poznaliśmy nową definicję drogi, rzeki i pustyni. Plan był taki, aby dojechać pod samą granicę z Chinami, gdzie ciągle można spotkać koczownicze rodziny kirgiskich nomadów migrujących w zależności od pory roku w wyższe lub niższe partie Małego Pamiru.