Szkoła Podstawowa nr 3, reprezentowana przez uczennice klas sportowych VI a i V a, zajęła III miejsce na Ogólnopolskim Turnieju Piłki Ręcznej Dziewcząt i Chłopców Szkół Podstawowych „Szczypiorniak na Orlikach 2015”.
Miło nam poinformować, że uczennice wąbrzeskiej „Trójki” na ogólnopolskich zawodach rozgrywanych w Krakowie w dniach 18 – 20 czerwca 2015 roku, w ramach „Szczypiorniaka na Orlikach 2015”, zdobyły brązowy medal. To już kolejny sukces naszych uczennic w krótkim odstępie czasu na arenach ogólnopolskich zawodów w piłce ręcznej dziewcząt. Drużyna po bardzo dobrym występie w Głuchołazach zasmakowała w zwycięstwach i po emocjonującym turnieju na szczeblu wojewódzkim, w którym okazała się najlepszą drużyną, pojechała na finały ogólnopolskie do Krakowa.
W Krakowie zespół musiał się stawić 18 czerwca do godziny 16.00, więc wyjazd z Wąbrzeźna był już o 5.00 rano. Jak to w naszej drużynie bywa, nic nie jest zawsze pewne do końca. W czwartek o 4.00 rano dowiedzieliśmy się, że zachorowała nasza obrotowa Oliwia Armata i nie będzie jej na zawodach. To duża strata dla drużyny, bo w Głuchołazach nie raz ratowała nas z opresji. Ale co tam, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Trener miał niemały problem do rozwiązania podczas podróży, aby wszystko poukładać od początku. W Krakowie zjawiliśmy się o czasie i bez niespodzianek w podróży. Tauron Arena, na której o medal miały grać 20 czerwca cztery najlepsze drużyny, zrobiła na wszystkich OGROMNE WRAŻENIE. Po uroczystym rozpoczęciu imprezy mieliśmy okazję uczestniczyć w treningu polskiej drużyny szczypiornistów, którzy w sobotę mieli grać z Duńczykami, a następnie mogliśmy stanąć twarzą w twarz ze swoimi idolami i dostać pamiątkowe autografy. W bardzo późnych godzinach wieczornych udaliśmy się na nocleg. Przecież nie przyjechaliśmy tu po autografy tylko po medale. Jutro gramy.
Pierwszy mecz mieliśmy zaplanowany na godzinę 9.00, więc o ósmej rano wyjazd na Orlik. Jednak nocne opady spowodowały, że wszystkie zawody miały być rozgrywane w halach sportowych krakowskich szkół. Wszystko się poprzesuwało w czasie, musieliśmy szukać nowego miejsca do grania. Zawody rozpoczęliśmy o godzinie 11.00. A tu następna niespodzianka – dotycząca punktowania. Okazało się, że liczą się wyniki z każdej granej połowy meczu i wynik końcowy. Czyli po 2 punkty za wygraną połowę meczu i 3 za wygrany cały mecz, 1 punkt za remis i 1 dla drużyny, która przegrała wszystko. Nawet dyplomowany matematyk nie miał lekko, aby liczyć na gorąco. Wiadomo było jednak jedno: gramy od samego początku o wszystko i bijemy się o każdy punkt. W naszej grupie znalazły się drużyny z Dzikowca, Łukowa i Żor.
Na początek Dzikowiec. Początek bardzo nerwowy. Pierwsza połowa tylko 3:1 dla nas, więc łatwo nie będzie. Jednak końcowy wynik 7:3 dla nas i mamy 7 punktów. Następnie walczymy z Żorami. Do przerwy znowu straszne nerwy, tylko 2:0 dla nas. Po przerwie jeszcze bardziej niespokojnie. Ostatecznie drugą połowę na kilka sekund przed końcowym gwizdkiem wygrywamy 4:3. Końcowy wynik 6:3 i mamy znowu 7 punktów. Teraz „JEDZIEM NA ŁUKÓW”, który przegrał z Żorami. Teoretycznie powinno być z górki, ale to przecież Nasze Dziewczyny i co ma być z górki, to jest pod górkę. Pierwsza połowa 5:5 i co teraz? A teraz druga połowa i 6: 4 dla Łukowa. I wszystkie obliczenia diabli wzięli. Niby wychodzimy z grupy z pierwszego miejsca, ale zabieramy ze sobą tylko 2 punkty, Łuków z drugiego i ma punktów 5. To już wyższa matematyka. Mówi się trudno, najważniejsze – gramy dalej, ciągle pytamy, kto i ile ma punktów, co się musi wydarzyć i ciągle marzymy o graniu na Tauron Arenie. Teraz obiad (obfity) i jak tu grać po obiedzie? Następny mecz z Żaganiem, a tu znowu niespodzianka – jedziemy na inną halę. Kraków i Nową Hutę znamy już jak Wąbrzeźno. Tak nas ganiają. Stawiamy się na czas. Bramkarka z Żagania robi wrażenie. Ale co tam, „LECIM NA ŻAGAŃ”. Pierwsza połowa bramka za bramkę, ale 6:5 dla nas, druga połowa dla nas 6:1. Mamy znowu 7 punktów. Zrównaliśmy się z Łukowem i mamy po 9 punktów. Wszystko rozegra się w sobotę, Tauron Arena na razie w strefie marzeń. Wracamy na zasłużony nocleg. Prawie 12 godzin na nogach robi swoje. Jeszcze odprawa z Trenerem i spać. W sobotę gramy znowu w innym miejscu. Kierowca radzi sobie bardzo dobrze. Jesteśmy na miejscu i o czasie. Tu czekają na nas faworyci grupy Szczecin i Ryjewo. Znamy się bardzo dobrze, ale wspomnienia mamy niemiłe. Na początek – Szczecin. No i zaczęło się 4:5 dla Szczecina w pierwszej połowie i marzenia odpływają. Bogu dzięki Łuków grał mecz przed nami i dyplomowany matematyk wiedział co i jak. Mobilizacja na drugą połowę. Wszystko w naszych rękach, nogach i głowach. Druga połowa dla nas 3:2. Ogólnie remis i gramy dalej. Pierwsze marzenie spełnione, gramy na Tauron Arenie. Pozostaje pytanie, o które miejsce? Teraz „LECIM NA RYJEWO”. Słowa trenera nie są potrzebne, dziewczyny wiedzą, o co grają. Pierwsza połowa 4:4 i wszystko zaczyna się od początku. Tu nie liczy się już punktów. Wygrany bierze wszystko i gra o złoto Przegraliśmy po horrorze. Ogólny wynik 7:6 dla Ryjewa. Złość, łzy, żal, ale to tylko przez chwilę, przecież gramy dalej. Znowu przemieszczamy się. Kolejne kilometry. Jedziemy na obiad, a potem na Tauron Arenę. Tu mają zaszczyt grać tylko najlepsi. Jesteśmy witani i traktowani jak najlepsi zawodnicy. Mamy swoją szatnię, taką jak zawodowcy, wszędzie wprowadzają nas stewardzi. Po prostu szok. Jedyne co dziewczynom siedzi teraz w głowie, to mecz. Tu znowu pod górkę, bo gramy jeszcze raz ze Szczecinem. No ale co tam. Wszystko zaczyna się od nowa. Ważne jest teraz tylko to miejsce i ten czas. To ma być nasz mecz życia. Teraz albo nigdy!! Konferansjer wyczytuje wszystkie zawodniczki tak jak na międzynarodowym spotkaniu. Drużynę wprowadzają maskotki Mistrzostw Europy i sędziowie główni. Zaczyna się przedstawienie.
Pyk, pyk, pyk i 3:0 dla… Szczecina. Taka trema? Taki stres? Trener podpowiada, ławka dopinguje, ale przy 3:0 to już nawet zamilkły trybuny. Powietrze z nas zeszło, ale co to? Jest 3:1, pojawia się światełko nadziei, ale na krótko, zaraz robi się 4:1. No to teraz albo nigdy. Już jest nadzieja 4:2, 4:3 już ich mamy, ale gdzie tam. To przecież drużyna z Wąbrzeźna. Zawsze pod górkę. Jak męska drużyna w piłkę ręczną. Wszystkich trzymają do końca w nerwach. Zaraz zrobiło się 5:3. Trafiliśmy przed gwizdkiem 4. bramkę i na przerwę schodzimy z wynikiem 4:5 dla Szczecina. Zaczyna się druga połowa. Od razu się na nas rzuciły – 4:6 już przegrywamy. Nie wygląda to dobrze. Summa summarum w 14. minucie było 7:5 dla Szczecina. No i co teraz? Kolana poobijane, napuchnięte, kciuki ponaciągane, łokcie pozdzierane. Zdobywamy bramkę, jest już tylko 7:6 dla Szczecina. Potem mamy 7:7 i następuje popis w obronie. Trybuna szaleją. Komentatorowi głos się zawiesza. Zaczynamy prowadzić pierwszy raz w meczu – 8:7 dla nas! Jeszcze jedna, jest 9:7!!! Dziewiętnasta minuta, bronimy resztkami sił. I koniec – szał radości. MAMY MEDAL! MAMY MEDAL! Mamy znowu siły, aby się cieszyć. Marzenia się spełniają! Trzeba tylko chcieć i wierzyć do końca. A te dziewczyny takie są. Marzą, wierzą i grają do końca na maksa. Pełen szacunek. Przed nami jeszcze mecze o pierwsze miejsce. Wygrywa Ryjewo. Dekoracja. Najważniejsze osoby w Polsce związane z piłką ręczną i przedstawiciele PGNiG wręczali medale naszym dziewczynom i trenerowi. Takich chwil się nie zapomina do końca życia. To nie koniec atrakcji, jakie nam zafundowano tego dnia. Czekał nas jeszcze przecież mecz męskiej reprezentacji z Duńczykami. Zabawa była przednia, emocje duże, lecz mecz zakończył się przegraną Polaków. Nas to jednak nie zmartwiło, bo my MAMY MEDAL! I tylko to się dzisiaj liczy. Jutro wracamy do domu.
W niedzielę z samego rana wracamy do Wąbrzeźna. Podróż przebiegła szybko i sprawnie. Nasz kierowca Pan Jacek również spisał się na medal. I dowiózł nas bezpiecznie do szkoły, a tu niespodzianka. Wesele jakieś czy co? Szkoła w balonach, jacyś ludzie. Nie, to rodzice, wychowawczynie naszych uczennic i pani dyrektor sprawili nam następną niespodziankę i zgotowali owacyjne przyjęcie. Były kwiaty, banery, szampan (piccolo), gromkie sto lat i łzy w oczach stanęły wszystkim. Dziękujemy i jeszcze raz dziękujemy.
To już koniec przygody w tym roku szkolnym ze szczypiorniakiem w naszej „TRÓJCE”. Wypada jeszcze raz pogratulować występów dziewczynom, które wywalczyły brązowy medal w składzie: Laura Seroka, Oliwia Kolczyńska, Natalia Mazurowska, Dominika Macikowska, Oliwia Gołębiewska, Kinga Gołębiewska, Zofia Szpręglewska, Oliwia Chojnacka, Oliwia Armata (wszystkie z 6 a) oraz Julia Szczepanik, Roksana Bielińska, Roksana Rybszleger, Patrycja Drewnik i Aleksandra Antosik z klasy 5 a. Życzymy dalszych sukcesów. Serdeczne podziękowania należą się również rodzicom dziewcząt za wspieranie w dążeniu do celu, podtrzymywanie na duchu, obecność w ciężkich chwilach, pomoc w łączeniu nauki i sportu i wiele innych rzeczy. Możecie być Państwo dumni ze swoich córek, dzięki nim o Wąbrzeźnie wie cała Polska. Gratulujemy i dziękujemy jeszcze raz.
Ten sukces ma swojego ojca – jest nim TRENER BOGDAN TACZYŃSKI, który potrafi wyzwolić w dziewczynach ducha walki, nawet w najtrudniejszej sytuacji. Trzy lata żmudnej pracy przyniosły piękny efekt, za który należą mu się największe podziękowania. Panie Bogdanie – „pełen szacun”.
Wierny Kibic (RW)